Strażnicy Galaktyki/All New X-Men: Proces Jean Grey
Jak wszystkim wiadomo Marvel kocha robić crossovery, a zwłaszcza Brian Michael Bendis. Tym razem dostajemy kosmiczno-czasowe połączenie drużyn, które okazuje się bardzo dobrym posunięciem. Od pewnego czasu oryginalna piątka X-Men przebywa w teraźniejszości i nic dobrego z tego nie wynika. Nikt – ani S.H.E.L.D, ani Avengers nie są zainteresowani sytuacją, która może zniszczyć czasoprzestrzeń. Dopiero Bitwa Atomu w pewien sposób zwróciła uwagę na problem, jaki wiąże się z obecnością młodych mutantów w naszych czasach. Oczywiście mieli oni swoje przygody na linii ludzie-mutanty oraz mutanty-mutanty, jednak dopiero teraz kosmiczny władca Shi’ar (Gladiator) postanawia działać. Przypomina sobie o mocy Phoeniksa, którą włada młoda Jean Grey. Dlatego też pragnie ją osądzić za zbrodnie, których jeszcze nie popełniła.
W centrum galaktyki najwięksi przywódcy kosmicznych cywilizacji spotykają się na prośbę Gladiatora – władcy Shi’ar. Nadal nie może się on pogodzić ze zniszczeniami, jakie kosmiczna moc Phoeniksa poczyniła w galaktyce. Postanawia porwać Jean Grey – młodą rudowłosą mutantkę z przeszłości i osądzić ją za dawne zbrodnie, których tak naprawdę jeszcze nie dokonała. Oczywiście „władca” nie zważa na traktat, zakazujący obcym wkraczania na obszar naszej planety (wpływ Strażników Galaktyki i eventu Nieskończoność). Kto mu może zabronić, przecież gdy jesteś imperatorem Shi’ar to możesz wszystko. Tymczasem, gdzieś w dalekich zakątkach galaktyki, Star-Lord wraz ze swoimi Strażnikami Galaktyki stara się uniknąć schwytania przez swojego ojca – władcy Spartaxa. Niestety, jak to zwykle bywa z porywczym Ziemianinem, nie może on siedzieć cicho jak mysz pod miotłą i wplątuje się w intergalaktyczny konflikt z Gladiatorem i młodymi mutantami w rolach głównych.
Dwie drużyny i kosmiczny konflikt to coś, co warto przeczytać.
Crossovery mają to do siebie, że można w nich spotkać całą masę bohaterów, których czasami się zupełnie nie spodziewamy. Tym razem pierwsze skrzypce opowieści to dwie drużyny:
All New X-Men w składzie Jean Grey, Cyclop, Beast, Angel, Iceman, Shadowcat (zwana profesor K) oraz X-23. Strażnicy Galaktyki to oczywiście Star-Lord, zielonoskóra zabójczyni Gamora, Drax Niszczyciel, Groot, Rocket i Angela (córka Odyna i starsza siostra Thora).
Teraz nie pozostaje nic innego, jak wrzucić ich wszystkich do kosmicznego blendera i doprawić Phoeniksem. Efekt – komiks, który trzeba przeczytać. Nie zabraknie tu również tych złych. Tym razem mamy całą imperialną gwardię. Ucieszą się Ci, którzy pamiętają serial animowany z lat 90. o przygodach mutantów. Łezka w oku sama się kręci.
Brian Michael Bendis – legenda w świecie komiksów.
Cała historia jest prowadzona w bardzo „kameralny” sposób. Nie jest to crossover, który zmienia całe uniwersum na lata lub staje się kluczowy dla większości tytułów. Jest to niewątpliwie zaletą, gdyż nie mamy przy tym masy Tie-inów (czyli pobocznych komiksów), które często pompują niepotrzebnie całe wydarzenie. Nie zabraknie oczywiście dużej dawki humoru, zarówno ze strony Icemana czy też Rocketa. Bendis bardzo zręcznie żongluje bohaterami i ich relacjami. Dzięki temu czytelnik świetnie się bawi czytając kolejne chmurki z dialogami. Warto również wspomnieć o niespodziewanych gościach, których się nikt nie spodziewa (nie mam tu namyśli Hiszpańskiej Inkwizycji). Bendis dobrze zaplanował, kto i dlaczego ma się pojawić. Za mentorów w tym przypadku uchodzą Strażnicy Galaktyki, a młodzi X-meni są zafascynowani dosłownie wszystkim. Nie tylko oni, gdyż Angela ma po raz pierwszy styczność z mutantami.
Apetyczny komiks dla oka.
Za warstwę wizualną odpowiada tak naprawdę dwójka rysowników – Sara Pichelli oraz Stuart Immonen. Zarówno Włoszka jak i Kanadyjczyk świetnie sobie radzą we wspólnej pracy – w przeciwieństwie do średnich solowych serii. Tak naprawdę można się czepiać detali, jak poszatkowane niektóre kadry, jednak widać, że rysownicy chcieli przemycić jak najwięcej na ograniczonej liczbie stron. Męska część odbiorców tego tomu zdecydowanie zatrzyma się przy żeńskich bohaterkach. Gamora, X-23 oraz Angela wyglądają fenomenalnie. Zwłaszcza, że każda z nich jest inna, lecz wszystkie śmiertelnie niebezpieczne. Angela jako nowa bohaterka (wcześniej mogliśmy ją spotkać w komiksie Spawn) jest tu przedstawiona bardzo odważnie i „apetycznie”. Proces Jean Grey działa jak narkotyk, kiedy przewracamy pierwszą stronę wpadamy w przepiękny świat barw i pochłaniamy komiks wszystkimi zmysłami. Niesamowita paleta kolorów, która została wykorzystana, to kolejny plus tego tytułu. Możemy tu zobaczyć zarówno ciemne chłodne odcienie jak i ciepłe gorące barwy.
Czas na proces.
Polskie wydanie to standard, do którego zdążyło nas przyzwyczaić wydawnictwo Egmont. Twardsza lakierowana obwoluta ze skrzydełkami, na których umieszczone są informacje o autorach oraz lista obecnych i przyszłych komiksów. Na grzbiecie, jak w przypadku innych crossoverów, nie znalazła się żadna cyfra, nie zabrakło jednak wizerunku tytułowej bohaterki. Dzięki dobremu tłumaczeniu Proces Jean Grey czyta się za jednym podejściem. Egmont wyrabia się coraz bardziej i dba o swoich czytelników. Na samym końcu dostajemy zapowiedzi kolejnych tomów obu serii jak również galerię alternatywnych okładek. Trzeba przyznać, że niektóre z nich są wprost fenomenalne.
Tom łączący historię obu drużyn to bardzo dobrze skonstruowana historia, która spodoba się zarówno fanom obu serii jak i nowym czytelnikom. Jest to świetny komiks dla osób, które chciałyby zacząć swoją przygodę zarówno z jednym jak i drugim tytułem. Wątek mocy Phoeniksa nasuwał się sam od początku, odkąd młodziutka Jean Grey pojawiła się w teraźniejszości. Wystarczyło tylko poczekać, a znając Bendisa – ma on już swój niecny plan. Żadna z drużyn nie jest tu faworyzowana, pomimo tego, że cała opowieść rozgrywa się na podwórku Star-Lorda. Bohaterowie świetnie się dopełniają, dzięki czemu historia trzyma w napięciu i zaskakuje. Z niecierpliwością należy wypatrywać informacji o kolejnych tomach obu serii, bo zdecydowanie warto!
Ocena: 9/10
Lubię komiksy, ale te Marvelowe ostatnio częściej mnie irytują niż bawią. Może mam już przesyt.
Niestety. Marvel ostatnio wypuszcza na rynek masę bardzo, ale to bardzo złych komiksów. Robi to na fali filmów, które się sprzedają, a dzięki temu, może wprowadzić na rynek przy jednym filmie 5 nowych tytułów. Trzeba wybierać, dlatego staram się recenzować te najlepsze, lub najbardziej interesujące.
Bardzo dobra recenzja 🙂
Komiksy to nie moja bajka, ale Marvel jest chyba specem w temacie,hym?:)
Owszem jest to jedno z dwóch największych wydawnictw komiksowych na świecie.
Super recenzja, dzięki 🙂
Pingback: Uncanny X-Men: Dobry, Zły, Inhuman czyli Scott Summers w natarciu.
Pingback: Kwiecień z Egmontem czyli co warto przeczytać! - CZYTAJ KOMIKSY
Komiks to nie jest moja bajka, ale do Marvela mam sentyment. Chętnie do niego wrócę.
Uwielbiam Marvela i wszystko co tworzy. Komiksów raczej nie czytam, ale wszystkie ich filmy wprost kocham.
Strażnicy Galaktyki cz. 1 oglądałam jakiś czas temu, teraz chyba jeśli się nie mylę wyszła kolejna cześć, wiec trzeba nadrobić 🙂
Pozdrawiam,
Justyna
Nie czytam komiksów (kiedyś czytałam mangę, ale teraz nawet tyle nie), jednak Marvel kojarzy mi się z dzieciństwem – to głównie zasługa mojego starszego brata 😉 Fajnie jednak, że nie poszły w zapomnienie. Ostatnio na Warszawskich Targach Książki widziałam wiele stoisk i przy nich wielu fanów. Bardzo na plus. Ja jednak Marvela znam głównie z ekranizacji, które zresztą lubię 🙂 Ale recenzja super, bardzo szczegółowa, widać, że pisana z pasją i super, że wspominasz o rysownikach. Jakoś nigdy nie sprawdzałam, kto stoi za ilustracjami, a przecież to są jedne z najważniejszych osób w komiksach 🙂
Komiksy (i nawet mangi) to zupełnie nie mój świat, ale recenzję czytało mi się przyjemnie 🙂
Pingback: Strażnicy w rozsypce - CZYTAJ KOMIKSY
Pingback: Jeden z głowy - All New X-Men - CZYTAJ KOMIKSY