Star Wars Lando: Wszystko albo nic
Czy jesteście ciekawi jak to było z Lando Carrisianem, zanim stracił kultowego Sokola Millenium? Co się działo, zanim zaczął zarządzać miastem w Chmurach? Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania to zdecydowanie musicie sięgnąć po komiks Star Wars Lando: Wszystko albo nic. Jego wydarzenia rozgrywają się przed filmem o przygodach Hana Solo. A zdradzę Wam, że zdecydowanie warto sięgnąć po ten komiks, na który polscy fani czekali prawie 4 lata. Zatem wskakujcie na statek, bo ruszamy szlakiem jednego z najbardziej znanych łotrów w galaktyce!
Zanim nastały czasy Rebelii, zanim zamieszkał w Mieście w Chmurach, a nawet zanim stracił „Sokoła Millennium”, Lando przeżywał wzloty i upadki w poszukiwaniu miłości i pieniędzy… co widzieliśmy w filmie „Han Solo”. Lando nie należy do tych, którzy się wychylają… chyba że można na tym zarobić. Kiedy więc uciskani niewolnicy z imperialnego złomowiska droidów potrzebują jego pomocy, muszą mieć nadzieję, że ich wolność będzie miała dla niego jakąś wartość. Ale ktoś spośród nich jest gotów oddać Landa w ręce jego wrogów… a tych mu nie brakuje. Czy galaktyka pełna łotrów i szumowin weźmie wreszcie odwet na człowieku, który jest jej solą w oku?
Star Wars Lando: Wszystko albo nic – czy warto?
Historia opisana w komiksie jest prosta, a jednocześnie pełna możliwości, które niestety nie zostały w pełni wykorzystane. Lando zostaje zatrudniony przez młodą Petrusiankę, Kristiss, aby pomóc jej w dostarczeniu broni dla jej zniewolonych rodaków. Ci, w tym jej ojciec, pracują w imperialnej fabryce naprawy droidów na planecie Kullgroon. Zadanie wydaje się idealne dla przemytnika, który doskonale wie, jak omijać imperialne blokady i zdobywać to, czego potrzebuje. Jednak jak to bywa w świecie Gwiezdnych Wojen, nic nie idzie zgodnie z planem.
Pomimo interesującej osi fabularnej, historia cierpi na problemy strukturalne. Zamiast skupić się na emocjonalnym i osobistym wymiarze misji – wyzwolenia narodu Kristiss i jej ojca – komiks rozprasza się na liczne poboczne wątki, które wnoszą niewiele do głównej fabuły. Lando zostaje wplątany w niepotrzebne sceny, takie jak przypadkowe spotkania z dawnymi przeciwnikami, walki na arenach gladiatorów czy starcia z dziwnymi potworami. Oczywiście, te momenty mogą dostarczyć nieco rozrywki, ale ostatecznie bardziej przypominają zapychacze niż niezbędne elementy historii. Zamiast pogłębić relacje z Kristiss i lepiej zrozumieć jej sytuację, mamy akcję, która nie zawsze prowadzi do rozwoju fabuły.
Lando w swoim najlepszym wydaniu? To zależy…
Siłą napędową komiksu jest, oczywiście, sam Lando Calrissian. Jego nadmierna pewność siebie, sarkazm i nieustające poczucie humoru są kluczowymi cechami tej postaci, co komiks oddaje niemal perfekcyjnie. Lando przenosi nas przez kolejne strony z ironicznymi uwagami na ustach. Jego dialogi pełne są błyskotliwych powiedzeń, które mogą wywołać uśmiech. Często wręcz wydaje się, że Lando bawi się z czytelnikiem, prawie przełamując czwartą ścianę i komentując wydarzenia jakby mówił wprost do nas, a nie do postaci obok. Jednak ta nieprzerwana dawka ironii ma swoje wady. Choć na początku humor Lando bawi, z czasem zaczyna nużyć. Komiks ani przez chwilę nie traktuje siebie poważnie, co odbiera historii wszelkie emocje i napięcie. Nawet w sytuacjach, które teoretycznie zagrażają życiu bohatera, jego nieustanne żarty sprawiają, że nigdy nie czujemy, że Lando naprawdę jest w niebezpieczeństwie.
Obok Lando, ważną rolę w komiksie odgrywa jego partnerka, droid L3-37, znana z filmu „Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie”. L3 pełni tu rolę kontrastu dla nadmiernie pewnego siebie Lando, często sprowadzając go na ziemię. Ich relacja opiera się na humorze, ale L3 potrafi być również bardziej realistyczna i krytyczna wobec ego swojego partnera.
Pod względem wizualnym komiks stoi na przyzwoitym poziomie. Paolo Villanelli, odpowiedzialny za rysunki, świetnie oddał młodego Lando, czyniąc go wyraźnie rozpoznawalnym dzięki charakterystycznemu wyglądowi, nawiązującemu do filmowego wcielenia Donalda Glovera. Jego żółta koszula dominuje w niemal każdym panelu, skupiając naszą uwagę na nim, co idealnie oddaje egocentryczny charakter tej postaci. Niemniej jednak, rysunki nie są pozbawione pewnych niedociągnięć. Emocje na twarzy Lando w momentach napięcia bywają nieco trudne do odczytania.
Czy Lando nas zachwyci?
Star War. Lando: Wszystko albo nic to komiks, który oferuje sporą dawkę humoru, sarkazmu i rozrywki. Jednak robi to kosztem emocjonalnej głębi i fabularnego napięcia. Historia, choć obiecująca, nie dostarcza większych wrażeń, a zamiast skupić się na relacjach między postaciami i walce przeciwko Imperium, rozprasza się na niepotrzebnych wątkach. Lando, choć zabawny i charyzmatyczny, w końcu staje się nieco męczący w swojej nieustannej ironii, a jego niefrasobliwe podejście do sytuacji sprawia, że jako czytelnicy tracimy zaangażowanie.
Jeśli jesteś fanem postaci Lando i chcesz zobaczyć go w pełnej krasie, ten komiks może ci się spodobać. Jednak dla tych, którzy szukają bardziej wciągającej, emocjonalnej opowieści, Star Wars Lando: Wszystko albo nic może okazać się niewystarczające. Ostatecznie, komiks to lekka, zabawna opowieść, która dostarcza rozrywki, ale nie zostaje w pamięci na dłużej. Ot kolejna historia w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Tak czy inaczej polecam się z nią zapoznać. I przekonać się samemu czy jesteście Team Lando, czy Team Solo.
Ocena: 6/10
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
- Tytuł: Star Wars Lando: Wszystko albo nic
- Scenariusz: Rodney Barnes
- Rysunki: Paolo Villanelli
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Wydawnictwo: Egmont
- Data wydania: 28.08.2024
- Liczba stron: 120
- Cena: 49,99 zł