Uncanny X-Men: Dobry, Zły, Inhuman
Szeregi rebeliantów Scotta Summersa powiększają się. Wszystko za sprawą Bitwy Atomu, która odmieniła zarówno startych jak i młodych mutantów. Magneto nadal jest indywidualistą i wyrusza na swoją tajemniczą misję, które wynik może poróżnić mutantów jeszcze bardziej. Tymczasem damska część zespołu postanawia poczuć się normalnie i wyrusza na babski wieczór do Londynu. Co z tego wszystkiego wyniknie dowiecie się z trzeciego tomu Uncanny X-Men Dobry, Zły, Inhuman.
Wszystko się sypie. Scott Summers nie potrafi poradzić sobie z mocami, które nie do końca działają tak jak by sobie tego życzył, a co dopiero prowadzić nową drużynę. Dodatkowo po wydarzeniach jakie miały miejsce podczas Bitwy Atomu, do jego zespołu dołączyła reszta oryginalnej piątki X-Men wraz z dawną przyjaciółką Kitty Pryde. Tworząc nowy zespół zarówno ze starych znajomych jak i nowych bohaterów Summers stawia sobie wysoko poprzeczkę. Nie chce doprowadzić do kolejnej śmierci, a widok młodziutkiej Jean Grey nie jest najmilszym dla jego serca. Morderczy trening i zadania, które stawia przed nowymi mutantami nie są łatwe. Razem z Emmą Frost starają się wybadać jakimi mocami władają nowi rekruci i jaka jest ich granica.
Jedność mimo wszystko.
Jedni starają się połączyć drużynę, inni wyruszają na samotne przygody. Jak to zwykle bywa z nastolatkami – „nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu”. Tak też jest w przypadku wszystkich dziewczyn ze szkoły Xaviera. Postanawiają wyruszyć na zwykły „babski wieczór”. Zakupy w Londynie, miła atmosfera itd. co może pójść źle? A i owszem, rozpylony w powietrzy Terrigan zaczyna działać i przemienia mieszkańców w Inhummans. Jean Grey nie może stać obojętnie i zaczyna działać, niestety młoda mutantka pomimo chęci nie jest w stanie mierzyć się z nową formą życia. Tymczasem największy indywidualista w drużynie mistrz magnetyzmu – Magneto, wyrusza do Madripooru. Ma on stać się nową utopią dla mutantów, tym co zawsze chciał osiągnąć. Oczywiście coś tu „śmierdzi” jest zbyt pięknie, a tym bardziej spotkanie ze starymi znajomymi wzmaga czujność dawnego wroga X-menów.
Brian Michael Bendis – po raz kolejny.
Cały tom jest bardzo podzielony. Na pierwszy rzut oka widać, że mamy tu zbiór kilku zeszytów w których, każdy jest o czymś innym. Niby główny wątek jest cały czas ciągnięty – chodzi tu o nowych młodych mutantów – jednak trzeba przyznać, że brak w tym spójności. Tym razem Bendis postanawia dać nam kolejne puzzle układanki w sprawie Magneto. Nadal jednak nie wiadomo, co tak właściwie nim kieruje i jaki jest jego plan. Wiemy tylko tyle, że nie ma zamiaru podporządkować się Summersowi. Nadal ma swoją wizję świata, a stare przyzwyczajenia nadal są w nim, pomimo „popsutych” mocy. Na dodatek spotkanie ze starymi znajomymi nie pomaga, przecież dawniej był najgroźniejszym mutantem-rewolucjonistom.
Wątek szkolenia i treningu nowych uczniów to chyba główny aspekt tej serii i również w tym tomie tego nie zabraknie. Niestety może jestem już stary, ale nie mogę się przekonać do nowych bohaterów. Jedynie Eva Bell (Tempus) przebija się przez tą zgraję i można ją polubić. Wiadomo, scenarzyści muszą iść z biegiem czasu, a niektórzy bohaterowie są już archaiczni, niemniej brakuje mi ich. Może właśnie dlatego odrzuca mnie seria Wolverine i X-Men. Najlepiej w tym wszystkim wypada damski wypad do miasta. Oczywiście pod opieką nauczycielek. Jest zabawny a chyba o to czasami chodzi, aby się rozerwać. Niemniej, nie jest to „zapychacz” pomiędzy innymi komiksami. Ukazuje nam wpływ eventu Nieskończoność na uniwersum Mavela, a sytuacja jak wynika w Londynie może się jeszcze odbić na mutantach ze szkoły Xaviera.
Bachalo, Anka, Rudy.
Trzech rysowników i jeden scenarzysta. Tak prezentuje się zestaw autorów do trzeciego tomu Uncanny X-Men. Wpływa to zdecydowanie na plus, ponieważ każdy z autorów reprezentuje całkowicie inny styl zarówno rysowania, kadrowania jak i nakładania barw. Dzięki temu dostajemy bardzo ciekawy tom, w którym możemy się delektować nie tylko scenariuszem. Co prawda nie każdemu się to spodoba. Marco Rudy pochodzący z mozambiku reprezentuje bardzo ciekawy i interesujący styl. Nie jest to typowy rysownik wydawnictwa Marvel. Jego prace przypominają bardziej europejskich artystów niż amerykańskich. Dzięki temu genialnie wpisuje się do opowieści, w której to mamy rozterki Scotta Summersa. Tworzy to pewnego rodzaju psychodeliczny świat, zwłaszcza kadrowanie, które jest stylizowane na mocy Cyclopsa.
Dobry, Zły, Brzydki ?
Polskie wydanie jest jak zwykle na bardzo dobrym poziomie. Wydawnictwo Egmont już przyzwyczaiło nas do tego. Twardsza lakierowana okładka ze skrzydełkami na, których znajdują się informacje o autorach oraz zapowiedzi innych komiksów. Na grzbiecie jak zwykle otrzymujemy numer tomu i bohatera, tym razem jest to numer 3 i jedna z młodych mutantek Eva Bell. Nie zabrakło również dodatków. Jak zwykle otrzymujemy zestaw okładek plus kilka szkiców oraz postęp prac nad niektórymi okładkami. Dodatkowo mamy również pokazane wszystkie tomy związane z X-Men (poza Wolverine i X-Men – gdyż ten tytuł najmniej ma wspólnego z główną historię Bendisa).
Najnowszy tom przygód Scotta Summersa i jego rewolucjonistów niestety nie zachwyca. Ciężko jest stwierdzić dlaczego. Mamy tu dobrego scenarzystę, trójkę wspaniałych rysowników o odmiennym stylu a i tak coś nie gra. Być może jest to spowodowane tym, że tom umieszczony jest pomiędzy Bitwą Atomu a wydarzeniami z Procesu Jean Grey (którego recenzje znajdziecie tutaj). Mamy tu co prawda kilka historii, jednak w całości tom jest przeciętny. Owszem przy „damskim” wypadzie ubawiłem się, jednak to za mało. Miejmy nadzieję, że kolejny tom ruszy z głównym wątkiem, zwłaszcza że zatytułowany jest X-Men konta S.H.I.E.L.D.
Ocena: 5/10
Jejku jak dawno nie czytalam komiksów.. 😀
Chyba czas to zmienić 😉
Sama ich nie czytuję, ale wiem jaką mają moc i siłę rażenia. Mówię oczywiście o komiksach. Specyficzna, mocno osobliwa forma, którą albo się lubi, albo nie.
Mimo tego, że nie przepadam za komiksami to trzeba oddać niektórym na prawdę dobrą grafikę. Czasami potrafią zaskoczyć 😉
Jejku jak dawno nie czytalam komiksów.. 😀
Chyba czas to zmienić 😉
Sama ich nie czytuję, ale wiem jaką mają moc i siłę rażenia. Mówię oczywiście o komiksach. Specyficzna, mocno osobliwa forma, którą albo się lubi, albo nie.
Mimo tego, że nie przepadam za komiksami to trzeba oddać niektórym na prawdę dobrą grafikę. Czasami potrafią zaskoczyć 😉
Oj wyrosłam z komiksów, ale mam już całkiem spore wnuki to może coś im zaproponuje to co przedstawiasz.
Świat komiksów jest mi zupełnie obcy, ale Twoją recenzję przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Zaraz podaję dalej – do kolegi, który w tym świecie czuje się jak ryba w wodzie 🙂
Dziękuję i zapraszam do komentowania i zaglądania. Niebawem kilka artykułów dla osób „nieznających” świata komiksowego.
Oj wyrosłam z komiksów, ale mam już całkiem spore wnuki to może coś im zaproponuje to co przedstawiasz.
Świat komiksów jest mi zupełnie obcy, ale Twoją recenzję przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Zaraz podaję dalej – do kolegi, który w tym świecie czuje się jak ryba w wodzie 🙂
Dziękuję i zapraszam do komentowania i zaglądania. Niebawem kilka artykułów dla osób „nieznających” świata komiksowego.
Wersję animowaną x-menów oglądam z wielkim sentymentem, ale komiksowa do mnie nie trafia (tak samo jak filmowa). Dużo bardziej wolę Great Lake Avengers (polecam) 🙂
Wersję animowaną x-menów oglądam z wielkim sentymentem, ale komiksowa do mnie nie trafia (tak samo jak filmowa). Dużo bardziej wolę Great Lake Avengers (polecam) 🙂