Upadek Avengers
Jako dziewiąty tom kolekcji wydawnictwo Hattchette zaproponowało nam komiks, który z jednej strony jest przełomowy, z innej jubileuszowy, a z jeszcze innej jest nowym początkiem, lecz co najważniejsze, jest to bardzo dobry komiks. Upadek Avengers lub jak kto woli Avengers Disassembled składa się z czterech regularnych komiksów plus wydania specjalnego zatytułowanego Avengers Finale. Całość kończy pewną erę w dziejach najliczniejszej grupy superbohaterów Marvela.
Historia rozpoczyna najgorszy dzień w dziejach Avengers. Nagle u bram rezydencji pojawia się „Walet Kier”, który został uznany za zmarłego, tylko po to aby spełnić swoje największe obawy. Wysadza się na oczach przyjaciół zabierając ze sobą Ant-Mana do świata zmarłych. Gdyby tego było mało, Tony Stark również nie próżnuje i na forum ONZ grozi śmiercią ambasadorowi Latverii. Oczywiście wszyscy od razu oskarżają go o powrót do alkoholu.
Wydawać by się mogło, że gorzej być nie może. Jednak to dopiero początek tego co czeka mścicieli w tym mrocznym dniu.
Za fabułę odpowiedzialny jest Brian Michael Bendis, znany ze swoich poczynań i sukcesów w serii komiksowej Ultimate Spider-Man. Postanawia on przewrócić do góry nogami wszystko to co do tej pory zostało zrobione. Wie doskonale o tym, że jest to koniec pewnej ery dla mścicieli. Jak sam mówi, planował zrobić coś takiego od dziecka, i dostał taką możliwość. Wyszło to bardzo dobrze, bo mamy zarówno akcję, troszeczkę rozważań pomiędzy poszczególnymi bohaterami o przeszłości i jej wpływie na teraźniejszość oraz ckliwe momenty. I właśnie te ostatnie są perełkami umieszczonymi w komiksie. Mamy tu swoisty powrót do przeszłości, w małym stylu, lecz w dużym wykonaniu.
Dzięki takim autorom jak Steve McNiven, George Perez, Steve Epting oraz Jimmy Cheung. To właśnie oni sprawiają, że zamykając komiks łza sama kręci się w oku.
Nie zabraknie powrotów postaci, których się nie spodziewamy. Wszystko to w wielkim jubileuszowym stylu.
Głównym rysownikiem tomu jest David Finch, który jest mniej znanym artystą. Niestety w wydaniu Hattchette nie dowiemy się nic o tym autorze i trzeba sięgnąć do niezastąpionego internetu. Rysunki bronią się i są wykonane z duża dokładnością, Finch dba o detale i światłocień. Genialną planszą jest powrót wszystkich obecnych i byłych Avengersów do zniszczonej siedziby. Naprawdę jest to kadr, który robi ogromne wrażenie. Dynamika podczas walk też jest niczego sobie. Jedynym zastrzeżeniem jakie mi się rzuciło w oczy to wykonanie przez Fincha twarzy niektórych bohaterów. W niektórych momentach widać, że nie jest on pewny swojej kreski.
Bendis i Finch wspólnie przeprowadzają Avengers przez ten ciężki, mroczny dzień, którego traumatyczne skutki będą widoczne i odczuwalne przez bohaterów w kolejnych ich przygodach. Cały komiks utrzymany jest w mrocznym klimacie thrillera, lecz osoby znające wcześniejsze przygody mścicieli łatwo rozszyfrują, kto, co i dlaczego to robi. Sentymentalna końcówka i wspomnienia poległych przyjaciół też mogą wydać się przesadzone, lecz stanowią one fantastyczne rozwiązanie zarówno fabularne jak i wizualne całego komiksu, a zarazem serii. Mamy mocne jubileuszowe zakończenie, które jest początkiem nowej przygody Bendisa z Avengers i ich bohaterami.
Ocena: 8/10