Kopalnia Złota Dicka Diggera czyli Lucky Luke album 1
Nareszcie pierwszy album z przygodami Lucky Luke’a można nabyć w naszym kraju. Czy rewolwerowiec była zawsze szybszy od swojego cienia? Jak zaczynały się jego przygody? Na te pytania bez problemu uzyskamy odpowiedź jak tylko siądziemy do albumy Kopalnia Złota Dicka Diggera w którym zarówno za scenariusz jak i rysunki odpowiada Morris. Tu nie uświadczymy jeszcze genialnego rysunku Rene Goscinnego, którego znamy z większości albumów. Lucky Luke i jego przygody z 1949 roku mogą zaskoczyć wielu fanów. Dlaczego? Przekonacie się czytając dalej moją recenzję.
Samotny kowboj w białym kapeluszy spotyka dawnego znajomego, Dicka Diggera. Stary poszukiwacz złota jest w znakomitym humorze, ponieważ wreszcie udało mu się odnaleźć bogate złoża szlachetnego materiału. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach o złocie dowiadują się bandyci, którzy postanawiają obrabować Dicka. Lucky Luke będzie musiał wyruszyć na długą i niebezpieczną wyprawę, żeby wymierzyć sprawiedliwość złoczyńcą. Kopalnia Złota Dicka Diggera to nie jedyna opowieść w tym albumie. Mad Jim to bandyta, który przypomina Lucky Luke’a niczym dwie krople wody. Niestety przez zbieg okoliczności t właśnie samotny rewolwerowiec zostaje oskarżony o morderstwo i skazany na szubienicę.
Muszę przyznać, że dawno żaden z komiksów nie budził we mnie tyle emocji co Kopalnia Złota Dicka Diggera. Bardzo się na niego nastawiałem, ale brałem też poprawkę, że opowieść z 1949 roku może nie być aż tak dobra w obecnych czasach. Jak to bywa z pierwszymi tomami czy też albumami jest tu różnie. I nie chodzi o fabułę, bo ta w przypadku obu opowieści jest naprawdę dobra. Bardziej chodzi o rysunki Morrisa. Ale o tym troszeczkę później. Pierwsza z opowieści jest naprawdę zabawna i pokazuje nam głównego bohatera w zupełnie innym świetle niż znamy go z późniejszych albumów. Lucky Luke jest to troszeczkę nieporadny. Często dostaje łupnia i wpada w zasadzki. Niemniej przypomina trochę rycerza w lśniącej zbroi, który potrafi sprytem rozwiązać wszystkie problemy. Duża dawka humoru w stylu Popeya z dwójką bandytów z których jeden przypomina meksykanina. Morris stawia na humor sytuacyjny co niewątpliwie jest największym plusem wszystkich albumów Lucky Luke’a.
Druga z historii jest już w troszeczkę innym klimacie. Zdecydowanie jest on bardziej mroczny. Lucky Luke trafia do więzienia i ma być powieszony. Okazuje się, ze znany złoczyńca Mad Jim wygląda identycznie jak on. Teraz to samotny kowboj musi się wywinąć od stryczka i rozwiązać całą sytuację. Oczywiście nie brakuje tu humoru i kombinacji w których Morris stara się tak zamieszać aby czytelnik w pewnym momencie nie wiedział, kto jest kim. Warto wspomnieć o zakończeniu, które jest dość zaskakujące i bardzo niedopowiedziane. Nie w stylu następnych albumów. Różnią się również rysunki. Zarówno w pierwszej opowieści jak i w drugiej. O ile Kopalnia Złota Dicka Diggera przypomina wcześniej wspomnianego Popeya, to w przypadku Mad Jima rysunki są mniej humorystyczne. Tak jak i cała opowieść. Niestety prace Morrisa mnie nie przekonują. W porównaniu do innych albumów są po prostu brzydkie. Wiadomo, ten album był pierwszy, jednak gdyby cała seria poszła w tym kierunku, mogłaby nie odnieść takiego sukcesu.
Kopalnia Złota Dicka Diggera pojawiła się na naszym rynku za sprawą wydawnictwa Egmont. Jak zwykle świetnie wydany album, który idealnie pasuje do wcześniej już wydanych. To co najbardziej w nim cieszy to to, że nareszcie w nasze ręce trafia pierwszy album z przygodami Lucky Luke’a. Zapewne nie tylko ja tyle na niego czekałem. Nie jest on może wybitny pod względem scenariusza, a rysunki mogą trochę odstraszać, ale trzeba pamiętać, że to pierwszy tom. To co w nim mniej najbardziej boli to brak Bzika, ponieważ uwielbiam tego głupiutkiego psa. Kopalnia Złota Dicka Diggera to komiks dobry, poprawny i przede wszystkim zabawny, a o to chodzi w przygodach samotnego kowboja. Dla osób, które chcą zacząć swoje przygody z tą serią polecam sięgnąć na początek po późniejsze albumy. Do tego zawsze można wrócić. Natomiast fani będę zachwyceni. Ja już zacieram ręce na kolejne albumy!
Ocena: 7/10
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
[buybox-widget category=”book” ean=”9788328135369″]
Jakoś do komiksów nie mogę się przekonać. Nie miałam nigdy z nimi do czynienia i jakoś mnie do nich nie ciągnęło. Ostatnio widziałam kilka tytułów, które mnie interesują, ale ten niestety sobie odpuszczę. Trochę nie moja bajka…
Myślę, że przeczytanie takiego komiksu, to świetna przygoda oraz możliwość powspominania starych czasów. 🙂
Jakoś do komiksów nie mogę się przekonać. Nie miałam nigdy z nimi do czynienia i jakoś mnie do nich nie ciągnęło. Ostatnio widziałam kilka tytułów, które mnie interesują, ale ten niestety sobie odpuszczę. Trochę nie moja bajka…
Myślę, że przeczytanie takiego komiksu, to świetna przygoda oraz możliwość powspominania starych czasów. 🙂
Pingback: Lucky Luke tom 4: Pod niebem zachodu - Recenzja | Czytaj Komiksy